czwartek, sierpnia 12, 2010

nieczyste zagrywki

"pobaw się ze mną, proszę"

Zauważyłam, że Beta stosuje nieczyste zagrywki. Żeby mnie sprowokować do zabawy, łapie mnie za ogon lub kufer. To było nawet do zniesienia, gdy miałam długie loki, bo cóż - nic nie czułam. Niemniej teraz, gdy jestem znowu ostrzyżona na łysola, jest to dość bolesne. Tłumaczę i tłumaczę a ona swoje. I ganiamy się po podwórzu a ja jej donośnie, szczekiem oznajmiam - dość tej głupiej zabawy, a ta swoje! Wielka i durna!!!! Foch!!!!!!!!!!!

berek

czwartek, czerwca 03, 2010

psie znajomości

Ostatnio zaznajomiłam się z dużą bernardynką - Betą. Wielka z niej psina - tak na oko z 4 razy większa ode mnie. Jada pyszne rzeczy - wiem, bo uszczknęłam z jej michy, do której prawie cała się zameldowałam ;) Obie pilnujemy podwórka i cieszymy się z obszczekiwania przechodniów i ich psów. A potem my idziemy na spacer i to my jesteśmy obszczekiwane. Taka sprawiedliwość w naturze. Czasem biegamy razem, choć Beta ugania się raczej za moją ukochaną pańcią. Zupełnie nie rozumie, że Anitka tylko mnie kocha i tylko ja mam do niej prawo. Jak jej to tłumaczę, to zwija się w kłębek. Hahahaaa! Wszystko jest w głowie - rozmiar się nie liczy!

środa, maja 26, 2010

łysa



Zostałam ogolona jak owca. Jestem łysa. Na początku się trochę wstydziłam, ale potem okazało się, że jest chłodniej i łatwiej się biega. Nie męczę się już pod pancerzem grubego futra. I jestem chudsza o połowę :)) Moje sąsiadki przestaną mi dogryzać, że widać po mnie moje upodobania. Moi państwo starsi uważają, że wyglądam jak szczeniak i mnie rozpieszczają. Nie muszę szorować łap po każdym spacerze. A po deszczu wystarczy, gdy wytrą mnie w ręcznik i nie muszę się kłócić z tą obrzydliwą suszarą. Same plusy. Moja pani się trochę martwi, że jak trafi na jakiegoś ortodoxa rasy, to nas zlinczują. Jakby nie było innych problemów na świecie! Gdyby moje życie zależało od ortodoxów, to pewnie by mnie uśpili tuż po urodzeniu, bo nie mamy z rodzeństwem rodowodów. A tak, żyjemy sobie bardzo dobrze, wśród kochających nas ludzi, nie przeszkadzamy nikomu.

wtorek, maja 18, 2010

kocham jeść



Nazywam się Gaya i kocham jeść.

Ludzie też kochają jeść, ale albo wolą się do tego nie przyznawać i twierdzić, że ich wypurchliło z niewiadomych powodów, albo zasuszają się nie jedząc nic, odmawiając swoim naturalnym instynktom prawa głosu. Ulegają rozmaitym modom - jedzą tylko zielone, rezygnują ze świnki, wymyślają kanapki bez chleba. Ja uważam, że w życiu należy mieć jakieś przyjemności. Dla mnie liczą się: sen, spacer i jedzenie. Gdy się wyśpię, wychodzę na spacerek, biorę piłkę i świetnie się bawię a potem wracam do domu i jem śniadanie, po czym idę spać.
W zasadzie mogłabym się pokusić o stwierdzenie, że moje życie to w sumie same przyjemności. I tak powinno być, czyż nie?


sobota, maja 15, 2010

wycieczki w przeszłość


Gdy umarła Susa byłam przekonana, że nigdy w życiu nie będę chciała mieć już psa. Ból po jej odejściu był ogromny. Do dziś odczuwam smutek i żal, że jej już nie ma - w końcu to była moja najwierniejsza przyjaciółka. Niemniej, po pół roku zaczęłam zaczepiać dosłownie wszystkie psy na ulicy. A jak już zobaczyłam gdzieś cockera, dostawałam spazmów.
Wracaliśmy z Woodstocku w roku 2006, jakoś na początku sierpnia. Zahaczyliśmy o podwarszawską miejscowość i wyszliśmy z mieszkania pełnego cockerów z małą, która była najbardziej żywiołowa, kręciła się jak bączek, wszędzie było jej pełno. On stwierdził, że będzie zupełnym przeciwieństwem Susy :))) Ruchliwa kluska, wszędobylska, ciekawska, tchórz trochę, ale brnie dalej. Kluska mieściła się w moich dłoniach. Jej data urodzenia 28.06.2006. Tak trafiła do naszego wynajętego mieszkania. W ciągu następnych dni trzeba było zrobić rewolucję - obłożyć podłogi tekturą, folią, gazetami, zakupić sprzęty (miski, szelki, posłanko itd.). Trzeba było sobie przypomnieć wszystkie zasady - szczepienia, karmienie itd.




Miałam wtedy wakacje i mogłam się adoptowanym dzieckiem zająć i spędzać z nią całe dnie. Gdzie ja, tam i ona. O spacerach nie było mowy, bo dziecko za małe, więc rozwijałyśmy umiejętności łowieckie w domu - pierwsze łapanie piłki, walka z pluszowym konikiem, pogoń za sznurkiem. Wspominam to z sentymentem. Była bardzo dzielna i od początku miała charakterek. Nie odzywała się wcale - ani nie piszczała, ani nie szczekała.
 Nawet się zastanawiałam, co jest nie tak.










Odezwała się dopiero po 2 miesiącach - myślałam, że umrę patrząc na małą sukę stroszącą się, z łobuzersko podniesioną brwią, wydającą z siebie jakiś nieokreślony pisk. Jednakże po roku szczekała już jak stary pies - i to bardzo duży. Do dziś brzmi jak ostry brytan :))




wtorek, stycznia 10, 2006

Odeszła...

Kochani,

Dziś o godzinie 7:15 odeszła moja najukochańsza, najwierniejsza, najżyczliwsza przyjaciółka.
Jestem jej wdzięczna za miłość i oddanie, wierność i wiarę we mnie.
Dziękuję Susie za MIŁOŚĆ.
Dziękuję Susie za podarowanie mi słońca i nadziei.
Dziękuję Susie za to, że cokolwiek by się w moim życiu nie działo wiedziałam, że jest KTOŚ, KTO mnie KOCHA, potrzebuje i ufa.
Dziś mi tej MIŁOŚCI brakuje.


ostatnie zdjęcie Susy



jeden z ostatnich naszych spacerów, kiedy z radością czekała na wyjście a potem merdając ogonem i kręcąc ogromną pupą podskakiwała wesoło w śniegu


















smakowite przysmaki, czyli to, co Susa lubiła najbardziej